uwielbiam ostatnie dni grudnia. nieuchronnie zbliżający się powrót do usystematyzowanej do granic bólu szkolnej rzeczywistości zasłania nam wizja staro-noworocznej imprezy, dojadamy pyszności pozostałe po świętach, cieszymy się z prezentów lub z samego faktu ich otrzymania, słodko egzystujemy.
do tego lektura muzycznych podsumowań roku. przedsmak czuć czytając na bieżąco recenzje albumów, ale tak szeroka konfrontacja gustu i tak zawsze zaskakuje. tak, jak i dzis, gdy mój the best track of 09 pokrywa się z tym piczforkowym. no to ROZKOSzzzzzzzzzz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
29.12.09
24.12.09
nie potrafię żyć w ciszy
Oh momma!
(psssyt-nowojorczycy chodzą na surfing, a suwalczanie na worki ;D)
no i prawdziwa zimowa miazga, przecierałam oczy ze zdumienia. emocje podobne, jak przy pierwszym Turn on the bright lights. także ciary na plecach i 'o kurwa' mruczane pod nosem wg mnie w pełni uzasadnione:
wesołych!
10.12.09
o ironio losu
ironia losu - kiedy absurd ze srebrnego ekranu przenosi się do realnego życia i zmienia konwencję z komediowej na tragiczną.
pozdrawiam, jako studentka Kierunku Widmo.
pozdrawiam, jako studentka Kierunku Widmo.
9.12.09
7.12.09
ay mama-znów te banały
szaro-bury wieczór, zimno, nudno, no i poniedziałek. można zamknąć się w otchłani swojej czaszki i pogłębiać wycieczkę po dżdżystych zakamarkach naszego światka.
można-ale wystarczy jeden moment, jedno spełnione przez radio życzenie, jeden pyszny kubek, jeden prymitywno-śmieszny żart, a wszystko wydaje lub staje się zupełnie inne.
bywa, że żyjemy w dwóch równoległych rzeczywistościach: jednej przyziemnej, tu i teraz, zrób to i tamto, powinieneś tak i tak. drugiej-odrealnionej jak chodzenie po chmurach. snucie tysiąca planów, spełnianie dawno powstałych i kiedyś niemożliwych do zrealizowania zachcianek, upajanie się życiem. balansując na krawędzi czujemy się szczęśliwi.
tylko czasem trudno to rozpoznać, ale od czego jest kuchenny stół wieczorową porą?
w końcu być cesarzową sułtana można być na wiele sposobów. ;)
można-ale wystarczy jeden moment, jedno spełnione przez radio życzenie, jeden pyszny kubek, jeden prymitywno-śmieszny żart, a wszystko wydaje lub staje się zupełnie inne.
bywa, że żyjemy w dwóch równoległych rzeczywistościach: jednej przyziemnej, tu i teraz, zrób to i tamto, powinieneś tak i tak. drugiej-odrealnionej jak chodzenie po chmurach. snucie tysiąca planów, spełnianie dawno powstałych i kiedyś niemożliwych do zrealizowania zachcianek, upajanie się życiem. balansując na krawędzi czujemy się szczęśliwi.
tylko czasem trudno to rozpoznać, ale od czego jest kuchenny stół wieczorową porą?
w końcu być cesarzową sułtana można być na wiele sposobów. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)