19.3.10

slow motion

na polarnym zaciszu wszystko jest wolniejsze. rytm dnia, tempo dochodzenia na przystanek, czas od wyjścia spod kołdry do wyjścia na zewnątrz... uczelnianie deadline nie przytłacza, bo jakieś takie odległe. na końcu niekończącej się listy pojawia się internet. 'bycie na bieżąco' nie zajmuje kilku nieistotnych chwil. na nowe płyty czekam pół godziny, ruchome obrazki powstrzymuje irytujące 'buffering'...
im dłużej na coś czekamy, tym większą ma to dla nas wartość? raczej większą moc ma siła autosugestii. niemniej - kocham tak zwalniać.

z cyklu - obczajone na biegunie:



kartaczowe pozdrowienia!

1 komentarz:

dominika pisze...

nie ma jak się najeść w domu:D